Kamper – wspomaganie zawieszenia.

Wiadomo, kamperek lekko nie ma. Gdy kiedyś wjechaliśmy na wagę zupełnie na „pusto” okazało się, że waży 3200 kg. W pełni obciążonego, z pełnymi zbiornikami, przygotowanego na długi wyjazd dotychczas nie ważyliśmy. Lepszy spokój ducha i nadzieja, że mieścimy się w przepisowej wadze niż jazda z nieczystym sumieniem. Zawieszenia jednak oszukać się nie da. Z tyłu resor wygięty był w drugą stronę i oparty cały czas na gumowym odboju. Nic więc dziwnego, że tak naprawdę żadnego resorowania nie było. Dawało się to odczuć, zwłaszcza na naszych polskich drogach ze szczególnym uwzględnieniem ściany wschodniej. Szkoda zdrowia, szkoda samochodu, szkoda wyposażenia.

Podjęliśmy decyzję o założeniu pneumatycznego wspomagania tylnego zawieszenia. Operacja ta odbyła się w Krakowie, trwała około 6 godzin. Już na pierwszy rzut oka było widać, że poduszki pneumatyczne spełniają swoje zadanie. Tył podniósł się do góry i samochód w końcu stanął  wyprostowany (bez skojarzeń, żadne tam wstawanie z kolan).

Tablicę sterowania poduszkami zainstalowano przy kierownicy, kompresor schowano koło akumulatora. Ciśnienie w każdej z poduszek można regulować niezależnie w dowolnym momencie, na upartego również w trakcie jazdy. Jak wynika z instrukcji zakres dopuszczalnych ciśnień  od 1 do 7 barów. Jazda poniżej 1 bara lub bez ciśnienia grozi uszkodzeniem poduszki. Przy zmianach ciśnienia tył samochodu podnosi się i obniża. Zakres ruchu to około 5 cm. Niby niewiele ale z pewnością będą sytuacje, gdy można będzie to wykorzystać.

Ważniejsze jest jednak jak samochód zachowuje się na drodze. Neutralnym według mojej oceny ustawieniem, porównywalnym z pracą zawieszenia bez wspomagania jest ciśnienie 2,5 – 3 bary. Wyższe ciśnienia to chyba tylko dla kampera bardziej obciążonego, lub gdy chcemy tył podnieść bardzo wysoko np. na postoju lub przy wjeździe na promy.  Zobaczymy też jeszcze jak to będzie na serpentynach, być może wyższe ciśnienie spowoduje, że samochód będzie mniej skłonny do przechyłów bocznych. Trzeba mieć jednak świadomość, że zawieszenie wraz ze wzrostem ciśnienia twardnieje coraz bardziej  a komfort i sprzęt bardzo na tym cierpi.

Najważniejsza jednak, z naszego punktu widzenia, jest możliwość jazdy na zmniejszonym ciśnieniu, na miękkim zawieszeniu. Im większe doły na drodze tym ciśnienie ustawiamy niższe. To nic, że trochę buja. Buja łagodnie do przodu, do tyłu, na boki ale nareszcie nie ma krótkich, tępych uderzeń tylnego zawieszenia, które sprawiały wrażenie jazdy wozem drabiniastym z żelaznymi kołami.

Wiadomo, że dobrej drogi nawet najlepsze wspomaganie zawieszenia nie zastąpi. Ale komfort jazdy na pewno poprawi a i sprzęt od degradacji w znacznym stopniu ochroni. Dlatego mimo że kosztowało niemało można stwierdzić, że warto było. Najgorsze, że kamper jako urządzenie komplikuje się coraz bardziej, to jest przecież kolejny element, którego awaria może zepsuć najwspanialsze wakacje.