Jeden, dosłownie jeden, przystosowany dla kamperów kemping znajduje się w jednej z największych, a na pewno najsławniejszej w Lubuskiem miejscowości wypoczynkowej – Łagowie. Zapewne w odpowiedzi na zapotrzebowanie – byliśmy oczywiście jedynym kamperem. Ale kto wie, być może, jeśli by zmienić blaszany barak zwany sanitariatami na przyzwoite łazienki, zamiast recepcji umieszczonej w starym wagonie wybudować taką z prawdziwego zdarzenia, dodać kamperowe udogodnienia, jakim jest toaleta chemiczna i miejsce do wylewania szarej wody, a pana stróża posługującego się niewysublimowanym słownictwem zamienić na takiego, co kilka słów nie tylko podwórkową łaciną powie, kamperów byłoby więcej? Zwłaszcza tych zza zachodniej granicy, mają przecież kawałeczek, a Łagów to perła lubuskiego…Idealnym rozwiązaniem byłoby przenieść ostrowski kemping Marina tu, a ten relikt przeszłości tam, wszystko by wtedy grało. Lecz to Polska właśnie, trafić w gusta rodaków i jeszcze na tym zarobić to nie lada wyczyn.
Swoją drogą to zastanawiające, że w Sławie przed sezonem kemping prawie pełny, a w Łagowie w czasie Lubuskiego Lata Filmowego, czyli największej imprezy w tym mieście i regionie, przy pięknej pogodzie, kempingowców jak na lekarstwo. Kwestia popytu to czy może podaży zmonopolizowanej pod jedyną, taką se, banderą?
Chcieliśmy w przyszły weekend znów pojechać do Łagowa, obejrzeć film pod gołym niebem na ładnie odnowionej letniej scenie. Ale kemping Zacisze, mimo jeziora pod nosem, w przeciwieństwie do Łagowa samego w sobie, atmosferę ma jakąś taką, że nie chce się tam wracać*. Niewykorzystany kamperowy potencjał Łagowa, trochę żal.
Chyba, że niedokładnie szukałam i gdzieś w leśnej łagowskiej głuszy znajduje się kemping marzeń. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie – pisać!
*subiektywne odczucia autorki i Współtowarzysza na życiowej drodze. Nie trzeba się sugerować, trzeba jechać i organoleptycznie zweryfikować.