Tytuł wpisu jest wypadkową naszych refleksji na temat zbyt szybko upływającego czasu i nasilających się obaw przed starością. Powyższe hasło spodobało mi się bardzo, jest zwięzłe i treściwe, i ujmuje wszystko.
tłumaczenie dosłowne: dziś rumiany, jutro martwy; polski odpowiednik: dziś się żyje, jutro gnije. Kwintesencja.

Zatem, aby jak najdłużej pozostać rumianym i opóźnić wspomniane gnicie,  ruszamy się żwawo pomimo zimy. Tym razem w naszym ukochanym Senftenbergu.

Wyjechaliśmy głupio, bo w sobotę, zamiast w piątek. Pierwotnie chcieliśmy pojechać do regionu Fleaming, który słynie ze ścieżek rolkowych i rowerowych. Ostatecznie jednak nie chciało nam się jechać ponad 200 km
i tracić czasu i wylądowaliśmy w starym dobrym Senftenbergu, a dokładnie w Buchwalde, na stellplatzu tuż nad jeziorem. Okres kompletnie poza sezonem, więc byliśmy jedynym kamperem.

Tego samego dnia zrobiliśmy sobie rundkę rowerami wokół jeziora.

Senftenberg

I cóż mnie zachwyciło: pomijając kolory powietrza, nieba i jeziora oświetlanych styczniowym słońcem, zachwyciło mnie, że musiałam uciekać naparzając ostro przed parą Niemców w wieku emerytalnym, poginających z prędkością godną szacunku na rowerach, bez śladu zmęczenia na twarzach; zachwyciła mnie pani około 80-tki, która pomimo poruszania się za pomocą chodzika, spacerowała sobie po ścieżkach; biegacze dwukrotnie starsi ode mnie, truchtający szybciej niż ja  i na pewno nie na skraju swojej wydolności tętniczo-oddechowej*; stojaki wypełnione po brzegi rowerami pod Kauflandem; pani na rowerze ze zmyślnym mechanizmem przymocowywania do tego roweru laski, żeby nie przeszkadzała podczas jazdy. Krótko mówiąc zachwyciła mnie i zachwyca nieustannie aktywność tego narodu, podejmowana wcale nie przez najmłodszych przecie.

Pozytywnie nakręceni i odpowiednio zmotywowani, w niedzielę rano zrobilismy sobie 4-kilometrowy jogging, który, według czujnika tętna zamontowanego na mojej piersi, powinnam okupić lekkim zawałem*. Pipał jak oszalały.

run

*tętno odpowiednie do biegania dla normalnego człowieka to 70-75% tętna maksymalnego, które wynosi 220 minus wiek. Przez całe 4 km moje tętno wynosiło 90% tętna maksymalnego. Dodam, że żyję dosć zdrowo, dosć aktywnie, jestem dosć młoda i kompletnie zdrowa. Wniosek taki, choć przyjmuję go niechętnie – jak chcesz rano pobiegać, nie dudlaj butli wina wieczorem. Bardzo to przykre, że nie można być miłosnikiem wina i zdrowego trybu życia jednoczesnie, choć usilne próby pogodzenia  tych hobby trwają.

Wracając do tematu aktywnych Niemców – za każdym razem po powrocie do domu, staram się krzewić ducha sportu wsród moich Dziadków, Mamy nawet, jednak nie spotykam się z pozytywnym odzewem. Słyszę różne wymówki – a bo tu boli, a bo serce za słabe, a bo zimno, gorąco, a tak w ogóle wnuczka to nie przesadzaj z tym całym sportem, bo przez sport do kalectwa i jeszcze cię samochód potrąci.

To przykre, że Polak w wieku 50+ woli podjąć wysiłek wyprawy do apteki i poniesć wydatek w wysokosci 20-50% swoich zarobków na leki, niż wziąć durne kijki do nordic walkingu i połazić po osiedlu/lesie/parku. Tym bardziej przykre, że za wzór do naśladowania trzeba postawić… sąsiada Niemca.

 

[facebook]

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułALBANIA – praktyczne porady podróżnika
Następny artykułBaju Baju w Czeskim Raju
DreamsOnWheels czyli Judyta i Marcin, twórcy bloga dreamsonwheels.pl. "Manifest" na temat podróży kamperem: Kamper to możliwosć, bo tak niewiele trzeba – benzyna i jedziesz. Kamper to podróż. Całoroczna. Wliczając planowanie. Kamper to wolnosc. Kamper to poszerzanie horyzontów. Kamper to ucieczka z domu. W domu ludzie umieraja. Kamper to sens życia, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Opisy wypraw pochodzą oczywiście z bloga dreamsonwheels.pl