Czasem zastanawiam się, jakie byłoby moje życie bez podróży? Co wtedy wypełniałoby moje myśli, marzenia, co byłoby planem, wartością, na co zbierałabym pieniądze, o czym rozmawiała? Jakie miałabym poglądy, upodobania, zainteresowania? Jaka bym była, gdybym nie mogła lub nie chciała podróżować?

20141108_112919

Szczęśliwie jednak złożyło się tak, że po pierwsze bardzo chcę, a po drugie mogę. Może nie tak często, jak bym chciała, może nie jest jeszcze tak idealnie, że robiąc to, co kocham, jednocześnie na to zarabiam. Nie jest nawet tak, że robiąc zupełnie co innego, zarabiam na tyle dobrze, że mogę sobie śmigać po świecie, o nie – głównym płatnikiem naszych krótkich i dłuższych eskapad jest mój Ukochaniec lokowany. Rzecz w tym, że kilka dni temu, czekając w Izmirze na samolot do Berlina, walcząc z zemstą sułtana w postaci wiadomo jakiej, poczułam się tak szczęśliwa, że aż mi się oczy zaszkliły. Bo ile osób chciałoby tak w listopadzie do tego Izmiru skoczyć, a nie może. A ja mogę! I to drugi już raz! Olać okoliczności towarzyszące.

Możliwość wycieczki mieliśmy dzięki współpracy firmy Marcina z zielonogórską drużyną koszykarską. Jednym z przeciwników Stelmetu w rozgrywkach EuroCupu jest drużyna Pinar Karsiyaka z Izmiru właśnie. Mecz przegraliśmy i to był w zasadzie jedyny zgrzyt w trakcie naszej tureckiej ucieczki przed jesienią.

W Turcji zakochaliśmy się podczas zeszłorocznego tripu, dlatego mimo, że byliśmy już w Izmirze, z ogromną przyjemnością odkryliśmy go na nowo. Bo każde miejsce warte jest głębszego poznania, a jeden dzień to za mało, żeby puszczać w świat opinie i niesprawdzone wiadomości. Jak uczyniłam w zeszłym roku, oceniając na podstawie 3 godzinnej wizyty, że Izmir można wykreślić z planu zwiedzania Turcji. Nie można.

20141104_174111

Izmir to bardzo duże, bo liczące aż 3 miliony mieszkańców, miasto.  W zeszłym roku pisałam o nim tak:

[box]

Fragment wpisu z zeszłego roku:
Izmir jest dużym, nowoczesnym miastem. Czy może się podobać? Zależy, czego się szuka. Jeśli ruin i starych meczetów, to się nie spodoba. Jeśli luźnej, wciąż orientalnej, ale jednak swobodniejszej pod względem obyczajowości atmosfery, to się spodoba. Byliśmy tam tylko chwilę, przeszliśmy przez fajny pod względem spożywczym bazar, kupiliśmy Dzieciom ładniunie plecaki i pojechaliśmy dalej. Wielkiego łał nie było, choć tu właśnie przeciskaliśmy się kamperem przez uliczki dosłownie na lusterka, robiąc straszliwy korek. Nikt na nas nie krzyczał, kierowcy naokoło uznali, że to nasz wspólny problem i wspólnie wydostaliśmy się ciasnej pułapki. Widać dla nich codzienność, nie powód do zbędnych nerwów. Ponoć właśnie stąd pochodzą najpiękniejsze Turczynki i na podstawie dwugodzinnego spaceru podpisałabym się pod tym sformułowaniem. Za to sam Izmir szczególnie piękny nie jest, nie jest też brzydki, taki ot se, pośrodku. Ma starożytna agorę, ale ogrodzoną, wejść nie można. Ma stary meczet, ale ani nie aż tak stary, ani nie aż tak ładny jak te w Edirne i Istanbule. Na pewno można tam kupić suknię ślubną – takiego zatrzęsienia salonów ślubnych nie widziałam jeszcze nigdzie.

[/box]

Tym razem jednak mieliśmy okazję pobyć tu dłużej, przebiec się po promenadzie, zobaczyć wieczorną stronę tego wielkiego miasta, a nawet przespać się w szemranym hotelu o zaskakującej nazwie Izmir, którego szukaliśmy dobrą godzinę. To znaczy Paweł szukał, biegając w tę i z powrotem od Turka do Turka, bo każdy kierował go w innym kierunku. Kiedy triumfalnie wrócił do samochodu stwierdził, że dopiero teraz poznał prawdziwą Turcję.

Kilka dnia w Izmirze spędziliśmy dość intensywnie, zwiedzając, chodząc, biegając, jedząc, szukając wina w ciemnych uliczkach i ogólnie bawiąc się świetnie. Warto:

  • przejechać się miejskim rowerem za grosze promenadą o nazwie Kordon

20141105_164749

  • iść na bazar Kemeralti i przy filiżance kawy lub herbaty posłuchać, jak muezin wzywa do modlitwy

20141105_151817

  • odnaleźć na bazarze meczet (Hisar Cami) i przemiłego opiekuna meczetu, który po angielsku opowie o muzułmańskim nabożeństwie.

20141105_141211

Trzeba wejść do położonego tuż obok starego karawanseraju i kupić kadzidełka. Trzeba napić się herbaty albo kawy, zjeść kebab i wypić sok z granata.

20141105_143756

20141105_143814

20141105_133438_HDR

Można też wieczorem obejrzeć jakikolwiek mecz w jednej z knajpek na Kordonie i zgadywać, kto jest za kim, będąc jednocześnie zadziwionym, że wszystkie stoliki w każdej restauracji są zajęte i suto zastawione – nie ma kryzysu w Izmirze. Można również kupić sobie na bazarze jakąś rzecz „genuine fake” i szpanować w Polsce, że to oryginał. Na przykład gacie Calvin Klein. Nie powinno się jedynie bookować hotelu Izmir i innego tego pokroju. A jeśli już się to zrobi, warto wiedzieć, jak poruszać się w plątaninie ulic i uliczek.

_IGP0878

[learn_more caption=”Jak szukać adresu w Turcji”]
„Sokak” jest tu słowem kluczem. Jeśli hotel jest przy ulicy, dajmy na to Murhina Paszy, sokak 1361, nr 14 – to szukamy najpierw Murhina Paszy jako ogólnego wyznacznika, ale numer 14 będzie leżał nad sokak 1361; nr 14 przy samej ulicy Murhina Paszy nie jest tym, którego szukamy – szukamy numeru 14 przy sokak 1361.
[/learn_more]

W Izmirze spędziliśmy dwa pierwsze i jeden ostatni dzień naszego 6-dniowego wyjazdu. Pomiędzy nimi pojechaliśmy pławić się w luksusach w wakacyjnej miejscowości Alaçati koło Çesme oraz do Efezu. Jednak zanim o tym…

Ataturk. Nie da się w tym mieście nie zauważyć jegomościa i choć raz nie zadać pytania: kto to jest? – z naciskiem na jest, mimo, że zmarł w 38 roku. Trochę cwaniakowaliśmy, bo zgłębiliśmy temat już w zeszłym roku, więc z przyjemnością weszliśmy w rolę ambasadorów tego tureckiego bożyszcza. Wciąż trwająca i z rozmachem manifestowana miłość narodu do swojego przywódcy to naprawdę niezwykle ciekawe zjawisko.

20141106_162308

[learn_more caption=”Ataturk”]

Mustafa Kemal – Ataturk to nazwisko przybrane w momencie, kiedy Kemal wprowadził funkcjonowanie nazwisk w ogóle i oznacza „Ojciec wszystkich Turków”. Turcy mówią, że gdyby nie on, nie byłoby Turcji. Jego zasługi dla kraju są niepowetowane, a on sam stał się swego rodzaju bogiem. Widzieliśmy niejednego młodego Turka z wytatuowanym podpisem Ataturka na przedramieniu. Wszędzie wiszą jego portrety, w każdym mieście jest ulica nazwana jego imieniem i jego pomnik. Panuje zakaz wyrażania negatywnych opinii na jego temat i kwestionowania jego zasług. Dzieci w szkołach na pamięć uczą się jego słów. Kult jednostki godny Korei Północnej, jednak na tym podobieństwa się kończą.

W czasie I wojny Mustafa Kemal wyróżnił się skuteczną obroną półwyspu Gallipoli przed inwazją wojsk angielsko-australijsko-nowozelandzko-francuskich.  W latach 1921-1922 odparł agresję armii greckiej.

W 1922 stanął na czele ruchu nacjonalistycznego i obalając sułtanat, zakończył epokę Imperium osmańskiego. Po proklamowaniu republiki przeniósł stolicę kraju ze Stambułu do Ankary. W 1923 został wybrany na pierwszego prezydenta Turcji, którym pozostał aż do śmierci w 1938, wprowadzając autorytarne rządy i modernizację oraz europeizację kraju. Zmarł na marskość wątroby.

Wśród przeprowadzonych reform prawnych i społecznych na uwagę zasługują m.in. wprowadzenie kalendarza gregoriańskiego, alfabetu łacińskiego, oczyszczenie języka tureckiego ze słów pochodzenia arabskiego i wprowadzenie nazwisk. Znacznie ograniczył ingerencję islamu w politykę państwa wprowadzając kodeks karny. Za jego rządów wprowadzono obowiązkowe nauczanie kobiet, a także ustawy gwarantujące im równość społeczną i polityczną, promowano też zachodni styl ubierania się.

W latach 1930-1935 przeprowadził pięcioletni plan gospodarczy, którego celem było modernizacja i uniezależnienie gospodarcze Turcji.

Mustafa Kemal Pasza zmarł 10 listopada 1938 r. w Pałacu Dolmabahce w Stambule o godzinie 9:05 (wszystkie zegary w tym obiekcie zatrzymano, by oddać hołd ukochanemu wodzowi i ojcu narodu tureckiego). Obecnie jest pochowany w ogromnym mauzoleum w Ankarze, gdzie znajduje się też jego muzeum.

Dał początek ideologii kemalistycznej, opierającej się na sześciu zasadach:

  • republikanizm
  • równość, rządy ludu
  • sekularyzm
  • reformizm
  • nacjonalizm
  • etatyzm

[/learn_more]

To w Izmirze Ataturk (wtedy jeszcze Mustafa Kemal) zatrzymał greckiego najeźdźcę. Tu miał też swój drugi dom. Tu mieszkało najwięcej przybyszów z Europy, czyli Lewantyńczyków. Te i inne czynniki sprawiły, że jest to najbardziej liberalne miasto w Turcji.
Marcin oczywiście kupił flagę z Ataturkiem i naklejki na kampera. Postanowił również wskrzesić kult Piłsudskiego, co by mógł sobie w Polsce wielkie flagi wieszać z własnym, a nie jakimś obcym, bohaterem.

20141107_152758

Chcieliśmy złapać przed zimą ostatnie promienie słońca, dlatego na dwa dni uciekliśmy z gwarnego Izmiru do wypoczynkowej miejscowość Alaçati, tuż koło bardziej znanego Çesme (więcej o Alaςati tutaj).

Zarówno małe Alaçati, jego kamienne domy, wąskie uliczki i romantyczne sklepiki, jak i większe Çesme z wielkim zamkiem i promenadą, są wdzięcznymi miejscami do listopadowych spacerów. Jednak w sezonie urlop tu może być dość męczący. Alaçati upodobali sobie bogaci izmirczycy, co widać po bardzo ładnych, różnorodnych stylistycznie domach letnich. Ponoć w miesiącach letnich bywa klaustrofobicznie. Z kolei Çesme to raj dla Rosjan i imprezowiczów. Jednak w listopadzie jest niemal idealnie.

Również dlatego, że niemal na wyłączność mieliśmy wszystkie wygody hotelu Antmare – saunę, basen, hamam, salę fitness, ogród zimowy z widokiem na zatokę i przepiękny pokój z pobudzającą zmysły łazienką. Czułam się jak bogaczka. I było mi z tym całkiem nieźle. (więcej o hotelu tutaj)

Tym trudniej było nam pogodzić się ze standardem cudem wreszcie odnalezionego hotelu Izmir, który zabukowaliśmy na ostatnią noc, żeby mieć bliżej na lotnisko. Ulokowany gdzieś w ciemnej, bocznej uliczce niedaleko bazaru Kemeralti, nieremontowany od czasów swego powstania, czyli lat 90-tych, z bocznym widokiem na dachy innych domów i biurowce w oddali, pozwolił nam dostrzec jeszcze inne oblicze Izmiru, bez którego obraz miasta byłby niekompletny i jednocześnie którego nie chcielibyśmy oglądać jeszcze raz.

20141109_084552

Z ogromną ochotą za to ponownie zawitaliśmy  w Efezie, chcąc pokazać Pawłowi i Mai to, co nas zachwyciło tak bardzo. Wcale nie takie zwykłe ruiny.

 

Zwieńczeniem naszej tureckiej ucieczki był minikoncert operowy, którego dane nam było wysłuchać w efeskim starożytnym teatrze. Magia.

Mamy takie nasze wyjazdowe powiedzonko, kiedy jesteśmy w co odleglejszych i piękniejszych miejscach, którym kilkukrotnie strofowaliśmy się wzajemnie również podczas tej podróży – doceniaj, bo po powrocie stwierdzisz, że za mało się cieszyłeś. Już w samolocie całą czwórką zgodnie przyznaliśmy: za mało się cieszyliśmy.

[box]

Więcej się można nauczyć podróżując

Podróżować, podróżować jest bosko

Maanam

[/box]

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułDwie stolice Grecji po dwóch stronach Kanału Korynckiego
Następny artykułPrzedwigilijnie. Karpie w łużyckim Peitz, Brandenburgia.
DreamsOnWheels czyli Judyta i Marcin, twórcy bloga dreamsonwheels.pl. "Manifest" na temat podróży kamperem: Kamper to możliwosć, bo tak niewiele trzeba – benzyna i jedziesz. Kamper to podróż. Całoroczna. Wliczając planowanie. Kamper to wolnosc. Kamper to poszerzanie horyzontów. Kamper to ucieczka z domu. W domu ludzie umieraja. Kamper to sens życia, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Opisy wypraw pochodzą oczywiście z bloga dreamsonwheels.pl