W jeden z wczesnojesiennych weekendów, kiedy jeszcze można było na rowerze jeździć w koszulce z krótkim rękawem, wybraliśmy się całkiem niedaleko, bo tylko 90 km od Zielonej Góry, do miejscowości Peitz w Brandenburgii, 14 kilometrów od Cottbus. Na nasze ukochane Łużyce.

IMAG2613

Z każdą wizytą w Niemczech zauważamy, że Niemcy mają podziwu godną zdolność z rzeczy i zjawisk pozornie zwyczajnych zrobić generator turystyczny. Co więcej, potrafią to później tak promować, że oto w pewną sobotę postanowiliśmy pojechać do nieznanej nam dotąd miejscowości Peitz na karpia. To on, ni mniej ni więcej, przyciągnął nas tutaj. I był doprawdy pyszny.

20140927_194846

Temat jak najbardziej na czasie w obliczu zbliżających się świąt i najczęściej co roku tak samo przyrządzanego karpia. Wizyta w Peitz może być świetną inspiracją, aby tym razem zrobić to inaczej.

Peitz, z łużyckiego Pieczyn, jak niemal każde niemieckie miasteczko, jest ładniunie, a jego starówka, wraz z pozostałościami twierdzy, zaliczana jest do najbardziej cennych starówek Brandenburgii.

Karp tak bardzo wypełnił nasze myśli, że istnienie twierdzy przegapiliśmy zupełnie. Na fotografiach widać, że nie zachowało się z niej zbyt wiele, jednak z pewnością przy następnej wizycie braki nadrobimy. Dobrą okazją będzie bożonarodzeniowy jarmark, który odbędzie się na terenie twierdzy w dniach 12-14 grudnia.

Miasteczko jest ciche, schludne, takie trochę protestancko-ewangelickie ze swoimi ceglanymi odrestaurowanymi domami i kamieniczkami. Wokół Peitz rozlokowane są karpiowe stawy (nad jednym spaliśmy), pomiędzy którymi wiodą malownicze ścieżki rowerowe. Myślę, że odpowiednio się ubrawszy można jeszcze przed Wigilią pośmigać na rowerze i posmakować karpia po peitzowsku, na przykład w restauracji „Zum goldenen Lüwen” (w centrum Peitz; karp był pyszny, jednak radzę poszukać restauracji położonych tuż na stawami, bo są i takie).

[learn_more caption=”Stawy rybne w Peitz”]

Największe z nich to: Hälterteich, Teufelsteich, Neuendorfer Teich, Streckteich, Oberteich i Unterteich. Zespół należy do największych skupisk stawów rybnych w Niemczech i liczy około 1000 hektarów powierzchni. Już z lat 1577-1578 pochodzą wzmianki o połowach karpia w tym rejonie. Stawy były m.in. zapleczem żywieniowym dla twierdzy w Peitz. Budowle hydrotechniczne stanowią dziś zabytki techniki, a pamięć o tradycjach rybackich kultywuje Muzeum Hutnictwa i Rybołówstwa w Peitz. Poza stawami w obszarze chronionym dominują łąki i pastwiska. Stawy zwiedzać można pieszo, na rowerach lub łodziami, korzystając m.in. ze szlaku ogórkowego (z ogórka też można zrobić atrakcję) lub ścieżki dydaktycznej im. prof. Wilhelma Schäperclausa (2,3 km z Peitz do Maust), który był związany z tutejszymi akwenami, wprowadzając np. masowe szczepienia karpi. Atrakcją turystyczną jest coroczny Festyn rybacki, odbywający się w drugi weekend sierpnia.

Źródło: Wikipedia

[/learn_more]

Wspomniany wyżej festyn rybacki w drugi weekend sierpnia natychmiast wpisuję w kalendarz.

Bardzo podobają mi się wszelkie działania promujące region poprzez odpowiednie wyeksponowanie jego najlepszych i naturalnie występujących  walorów.
Jakiś czas temu byliśmy na festynie w Krośnie Odrzańskim. Burmistrz miasta, pan Cebula, stara się je rozsławić jako rybą płynące, wykorzystując położenie nad Odrą i odnowioną przystań. Świetna inicjatywa, która – mam nadzieję – przetrwa próbę czasu i niebawem, zamiast na karpia do Peitz, będziemy jeździć do rodzimego Krosna. A potem dalej, nad jeziora, które powstaną po kopalni odkrywkowej, tak bezsensownie blokowanej przez zielonych aktywistów.

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułAtaturk w Izmirze, czyli turecka ucieczka przed jesienią
Następny artykułROSJA – praktyczny poradnik podróżnika
DreamsOnWheels czyli Judyta i Marcin, twórcy bloga dreamsonwheels.pl. "Manifest" na temat podróży kamperem: Kamper to możliwosć, bo tak niewiele trzeba – benzyna i jedziesz. Kamper to podróż. Całoroczna. Wliczając planowanie. Kamper to wolnosc. Kamper to poszerzanie horyzontów. Kamper to ucieczka z domu. W domu ludzie umieraja. Kamper to sens życia, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Opisy wypraw pochodzą oczywiście z bloga dreamsonwheels.pl