Samochód to podstawa!

W tym artykule dowiesz się:

Dlaczego podróżujemy samochodem?

Najważniejszy jest samochód. Jest on naszym środkiem transportu, domem, spiżarnią, centralą energetyczną (ładowanie akumulatorków), a bywa i sypialnią. Od jego stanu i kondycji zależy powodzenie całej wyprawy. A trzeba pamiętać, że wyjeżdżamy najczęściej na cały miesiąc robiąc 7 – 8 tysięcy w czasie jednej wyprawy.

Z początku było Tipo z instalacją gazową. W tamtych czasach braliśmy ze sobą z Polski wszystko co tylko było możliwe.  Nasze wydatki ograniczały się tylko do paliwa, opłat drogowych i opłat za kempingi. Wyobraźcie sobie więc, ile trzeba było zapakować jedzenia  na miesięczny wyjazd dla trzech osób. Sytuację ratował co prawda bagażnik dachowy, ale i tak z braku miejsca osprzęt biwakowy był bardzo skromny i warunki pobytu wręcz spartańskie.

Potem pojawiło się Palio. Już kombi, ale butla z instalacji gazowej dalej zajmowała sporo miejsca. Złotówka rosła w siłę, w związku z tym coraz więcej zakupów robiliśmy na miejscu – przynajmniej chleb i wodę – a zwalniające się miejsce zajmował nowy sprzęt biwakowy, pozwalający na odrobinę chociaż luksusu. Bagażnik dachowy był dalej wykorzystywany.

Teraz mamy Megane Grandtour – kombi bardzo obszerne i wygodne z silnikiem na ropę. Ostatnio jeździmy najczęściej we dwójkę, żywności z Polski zabieramy bardzo niewiele – tylko taki żelazny zapas – za to ilość sprzętu biwakowego znacznie wzrosła. Na szczęście nie musimy już zakładać bagażnika dachowego.

Dylemat benzyna, gaz czy ropa został już przez nas rozstrzygnięty. Gaz jest na zachodzie niewątpliwe najtańszym paliwem. Jednak słaba dostępność powoduje, że i tak znaczną ilość kilometrów trzeba przejechać na benzynie. Diesel pali mniej, dostępność paliwa jest doskonała i właśnie takie rozwiązanie jest chyba najlepsze.

Ostatnio (2011) wprowadziliśmy pewne usprawnienia zwiększające nasz komfort. Po pierwsze zostało zdemontowane tylne siedzenie (1/3 kanapy) za kierowcą co znacznie zwiększyło przestrzeń ładunkową. Ale nie to było celem. Przy odpowiednim rozłożeniu bagaży w miejscu tym na dmuchanym materacu może wypoczywać a nawet spać w czasie jazdy i to całkiem wygodnie jedna osoba. Jak ważne jest to na długich trasach, gdy jedzie się kilkanaście czy kilkadziesiąt godzin nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Sprawdziło się rewelacyjnie. Drugim usprawnieniem jest montaż w samochodzie gniazdka 230V zasilanego poprzez przetwornicę o mocy 200 W z instalacji samochodowej. Oprócz zasilania wszelkiego typu ładowarek odpowiednio przygotowanymi przedłużaczami zasilane były też żarówki energooszczędne w okolicach namiotu. Koniec z lampami gazowymi! Można komfortowo czytać do samego rana. A dlaczego nie korzystamy z elektryczności dostępnej na kempingach? Ceny porażają. A przetwornica kosztowała 60 zł na allegro.

W tym roku (2012) poszliśmy na całość i zdemontowane zostały całkowicie tylne oparcia. Efekt – przy odpowiednim spakowaniu bagaży (spięte siatką) wygodny nocleg dla dwóch osób w trasie. Bezcenne!

W 2016 kupiliśmy kampera.  Czy to będzie miało istotny wpływ na nasz sposób odbywania podróży? Będziemy to opisywać w kolejnych postach.

Jak wybieramy trasę dojazdu?

Chciałoby się szybko i za darmo. Ale to nie takie proste. Trzeba iść na kompromisy. Jeżeli nie mamy innych dodatkowych uwarunkowań nasza trasa z południowo wschodniej Polski prowadzi zwykle przez Słowację (winieta np. tygodniowa – my kupujemy całoroczną), Austrię (winieta 10 dniowa) i Szwajcarię (winieta całoroczna). Wyruszając z innej części Polski optymalnym rozwiązaniem niewątpliwie byłby przejazd przez Niemcy (bezpłatnie) Bregencję w Austrii (mała opłata 2 euro) i Szwajcarię. Te opłaty za drogi są jeszcze do zniesienia. Pamiętać tylko trzeba, że zarówno w Austrii jak i Szwajcarii są dodatkowo – poza winietą – płatne tunele bądź odcinki dróg. Przy odpowiednim planowaniu trasy można je spokojnie ominąć.

Potem zaczyna się strefa drogich autostrad – Włochy, Francja. Jak ktoś nie musi liczyć się z kosztami, a do tego ma niewiele czasu, to właśnie jazda autostradami w tych krajach jest z pewnością najlepszym rozwiązaniem. Ale jeśli mamy więcej czasu, a mniej pieniędzy warto „pokombinować”. Ponadto jadąc poza autostradą mamy szanse odkryć wiele ciekawych miejsc. Pamiętajmy że:

  • nie wszystkie autostrady są płatne. Warto zainwestować w dobrą mapę pokazującą, które autostrady, a nawet od którego do którego zjazdu są płatne. Przy odpowiednim planowaniu trasy można nie płacąc grosza znaczną część drogi pokonać właśnie autostradami.
  • Drogi krajowe oznaczone literą N z numerem tzw nacjonalki są najczęściej bardzo dobrej jakości, często dwupasmowe. Pomimo tłoku jedzie się nimi dość szybko za wyjątkiem przejazdu przez miasta i miasteczka. Tam jest tragedia. Drogi wąziutkie, masę świateł, kupa pieszych na ulicach. Ale jest na to wszystko rada – trzeba jechać nocą. Ruch na drodze spada wówczas do zera. W miastach światła nie działają, pieszych nie ma, robi się wtedy szybko duże odległości. Jedyny mankament nocnego przejazdu – stacje paliw są w nocy nieczynne. Trzeba szukać automatycznych.


Jak pokonujemy duże odległości?

W trakcie jednej wyprawy pokonujemy 7 – 8 tysięcy kilometrów. Siłą rzeczy sporo czasu spędzamy w samochodzie. Aby wyprawa nie zamieniła się w wycieczkę objazdową wypraktykowaliśmy następujące rozwiązania:

  • wyprawę rozpoczynamy od dojazdu do najdalszego punktu, do którego odległość pokonujemy jednym skokiem. Wyjeżdżamy wieczorem, jedziemy noc, dzień, noc i najczęściej kolejnego dopiero dnia docieramy na miejsce. Nie oznacza to, że nie wykorzystujemy okazji do zwiedzenia po drodze nowych miejsc robiąc krótkie, kilkugodzinne przerwy w podróży.
  • następne etapy wycieczki organizujemy tak, by każdy przejazd zbliżał nas do domu.
  • część wyprawy planujemy w takiej odległości od początkowego celu, by można było zorganizować jeden całonocny przejazd np. 3 tygodnie w Pirenejach i tydzień w Dolomitach. Zarywamy co prawda kolejną noc, ale już jesteśmy bliżej domu i mamy jeszcze czas na regenerację sił przed właściwym powrotem.
  • wracamy jednym skokiem dzień, noc, dzień, jak już wypadnie, skrzętnie wykorzystując możliwości zwiedzania i poznania nowych miejsc dla krótkiego wypoczynku.

Oczywiście jazda dzień i noc nie byłaby możliwa bez zmiany kierowcy i w ostateczności krótkiego postoju na nocleg, zwłaszcza drugiej nocy jazdy. Rozwiązujemy to w prosty sposób: zatrzymujemy samochód np. na stacji benzynowej, karimatę rozciągamy wzdłuż samochodu, do tego poduszka, śpiworu najczęściej nie trzeba. Dwie godziny snu w pozycji wyprostowanej potrafią zdziałać cuda. Jesteśmy także przygotowani – mając pod ręką palnik, gary i wodę do mycia – by szybko przygotowywać (odgrzewać) posiłki w równie spartańskich warunkach. Przy drogach bez problemu znajdzie się przygotowane na piknik miejsca ze stolikami i dodatkowo ładnym widokiem. Ale nie przesadzajmy – jak się stoi to się nie jedzie. Dlatego śpimy a nawet część posiłków przygotowujemy i zjadamy je w trakcie jazdy. A kilometry lecą.

Przedstawiony tutaj sposób pokonywania dużych odległości pozwala nie tracić cennych dni, a nieprzespane noce odrobimy przecież po powrocie do domu.

Ostatnio (2011) poprzez demontaż 1/3 tylnej kanapy od strony kierowcy przygotowane zostało miejsce, gdzie po ułożeniu materaca jedna osoba wygodnie może wypoczywać a nawet spać w czasie jazdy. Sprawdziło się rewelacyjnie.

Jak poruszać się po lokalnych drogach?

Wyraźnie widać, że w innych krajach samochody mają służyć obywatelom dlatego powszechna jest dbałość o komfort ich użytkowania. U nas za to – sądząc po zatrważającej ilości zakazów i ograniczeń – są jedynie tolerowane jako zło konieczne.

W krajach zachodnich po poznaniu kilku podstawowych zasad oznakowania kierunków i specyfiki ruchu lokalnego każdy kierowca stwierdzi, że jeździ się łatwo i przyjemnie, docierając i parkując (bezpłatnie) dokładnie tam gdzie się chciało. Trzeba pozbyć się jedynie typowej dla nas lękliwości – tam naprawdę można wszędzie się zatrzymać i wszędzie wjechać. Jeżeli jest zakaz to z pewnością będzie on wyraźnie widoczny, poparty barierą lub wielkim kamieniem na drodze.

Podstawowe problemy jakie mogą się we Francji pojawić kierowcom z naszego kraju:

  • Skrzyżowania dróg równorzędnych – znane u nas, jednak tam stosowane bardzo powszechnie. Widzieliśmy całe miejscowości, w których wszystkie!!! drogi były równorzędne. Jeżeli nie ma wyraźnych oznaczeń drogi głównej przed skrzyżowaniem to trzeba bardzo uważać. Skrzyżowania dróg równorzędnych rzadko są oznaczane stosownym znakiem, najczęściej nie ma żadnego oznaczenia, co w tym przypadku na jedno wychodzi. Uważajmy zwłaszcza na drogach bocznych i w mniejszych miejscowościach.
  • Oznaczenia przejazdu przez miasta – w miejsce tablic kierunkowych ze wszystkimi kierunkami przejazdu stosowane są oznaczenia Toutes Directions co oznacza „wszystkie kierunki” i Outres Directions co z kolei oznacza „pozostałe kierunki”. Tablice kierunkowe z nazwą miejscowości lub numerem drogi pojawiają się dopiero przy odgałęzieniu z głównej trasy.
  • Kierunkowe oznaczenia drogowe poza miastem. Najprościej kierować się numerami dróg. Numeracja jest bardzo czytelna i odpowiada numeracji z mapy drogowej. Bardzo pomocny jest, u nas niestety nie stosowany, zwyczaj informowania o numerze drogi na słupku oznaczającym granice miejscowości przy wyjeździe z niej. Przy takiej mnogości dróg z jaką mamy do czynienia pozwala to natychmiast zweryfikować nie tylko kierunek, ale i konkretną drogę którą jedziemy. Pomiędzy miejscowościami może być kilka dróg – cztery, pięć. Wcale nie żartuję.
  • Napisy pod znakami drogowymi w języku francuskim – może to być kłopotliwe dla osób nie znających języka. Trzeba jednak pamiętać, że dodatkowy napis pod znakiem oznacza jakieś zwolnienie od jego rygorów a nie zaostrzenie. Wystarczy się więc stosować do znaku drogowego a nie popełnimy błędu.

Jak poruszać się po górskich drogach?

Tam gdzie jeździmy góry są wszechobecne. Wielkie, rozległe, wysokie. Nam Polakom Tatry czy Bieszczady wydają się duże, ale to nie ten rząd wielkości. I w tych wielkich i rozległych górach żyją ludzie, budują wsie i miasta, uprawiają ziemię, hodują bydło. Przez góry przechodzą drogi tranzytowe, istnieje też cała masa dróg lokalnych utwardzonych  i takich, które u nas nazwalibyśmy polnymi a tam szutrowymi. Służą one do dojazdu do domów, do pól, pastwisk i schronisk. Drogi te zostały stworzone dla samochodów i nie ma powodów, by obawiać się nimi jeździć. Tam nie ma przecież żadnych zakazów jazdy drogami w górach, również tymi szutrowymi. Zakazy czasami pojawiają się jedynie w parkach narodowych, ale są tak wyraźnie oznaczone, że nie sposób ich ominąć.

Korzyści z dojazdu jak najwyżej i jak najbliżej są chyba oczywiste – wycieczkę rozpoczynamy z wysokiego punktu, nie tracimy czasu i sił na dojścia i powroty. A dodatkowe emocje w czasie jazdy też nie są bez znaczenia. Czasami żałuję tylko, że możliwości terenowe naszego samochodu są jednak ograniczone. Tam by się jeździło!

Gdzie parkować?

    W górach – najczęściej w miejscach, gdzie rozpoczynają się trasy turystyczne są duże bezpłatne parkingi. Nie ma też problemów z zaparkowaniem w innym dowolnym miejscu. Zdarzyło się jedynie raz czy dwa, że parking na górze był płatny, ale zawsze była o tym informacja na dole.

      W miastach – często są przygotowane duże, bezpłatne parkingi dla turystów. Informują o tym tablice przy wjeździe do miasta. Pozostałe parkingi i miejsca parkingowe oznaczane są kolorowym kodem pasów wymalowanych na asfalcie: białe, o ile nie ma złowrogiego słowa PAYANT wypisanego na asfalcie, są bezpłatne bez limitu czasu. Niebieskie – bezpłatne z limitem czasu zgodnie z tablicą informacyjną przy parkingu – najczęściej od dwóch do czterech godzin. Należy zaopatrzyć się na stacji paliw lub informacji turystycznej w papierowy zegar, wskazówki którego ustawiamy na aktualną godzinę przed opuszczeniem samochodu. Zegar kładziemy oczywiście na widocznym miejscu. Kolorem czerwonym lub pomarańczowymoznaczone są parkingi specjalne np. przy hotelu lub urzędzie, czyli raczej nie dla nas.

Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że prawie nigdzie nie stosuje się znaku zakazu zatrzymywania i postoju tak nagminnie wykorzystywanego u nas. Zastosowanie ma natomiast znak zakazu postoju, którego z kolei u nas prawie się nie widuje. Oznacza to, że zatrzymać można się praktycznie wszędzie, co bardzo ułatwia życie w wielu sytuacjach.

I jeszcze jedna z pozoru drobna sprawa. Miejsca parkingowe zlokalizowane przy ulicy są bardzo krótkie i niemałą sztuką jest zaparkować, gdy dwa sąsiednie miejsca są już zajęte. Trzeba koniecznie wyćwiczyć (najlepiej już w kraju) umiejętność parkowania tyłem. Przodem uda się zaparkować jedynie wtedy, gdy dwa kolejne miejsca parkingowe będą wolne.