Po traumatycznych przeżyciach, z atakiem ryby związanymi, wsiadam na rower i jadę sprawdzić, co w Taorminie słychać? Tablice na wybrzeżu nie kłamały. Szpan, ciasnota i ciężko coś do postawienia kampera znaleźć. Pokukałem na małe muzeum, spacer po mieście i zobaczyłem, że wysoko nad miastem jeszcze jakieś domy widać. No to na rower. Bo jakoś przewodniki nic o tym miejscu nie mówią.
Po drodze dziwne domki zobaczyłem. Może nie dziwne, ale świadczące o estetycznym podejściu swoich właścicieli. O ile Toarmin położony jest na wysokości 200 metrów nad poziom morza, to do Castelmola musiałem jeszcze pedałować ponad 300 metrów wyżej. Bo nad Taorminem położona jest właśnie urocza Castelmola.
UROCZA. Z małego placu, położonego w starej części miejscowości, widać znaczną część wschodniej Sycylii. Dziesiątki kilometrów, miasta na wybrzeżu morza Jońskiego. Bywały tutaj znane osoby ze świata sztuki i polityki (Churchill, Mastroianni, Sofia Loren itd.)
Spotkałem się też z opiniami, że jest to najpiękniejsza miejscowość na Sycylii, niektórzy idą dalej – w całych Włoszech. I to nie za sprawą zabytków. Bo tu zaledwie ruiny zamku na szczycie wzgórza się ostały. Ale za sprawą widoków. Widoków i historii okolicznych wzgórz, jaskiń i rdzennych plemion sycylijskich, które zamieszkiwały okolice, jeszcze przed kolonizacją grecką. Niech tych kilka zdjęć odda klimat okolicy. Kamperem, ktoś zapyta? Można, choć diablo wysoko, a na miejscu jest jeden mały, płatny parking. Byle więc poza sezonem.
Patrzę teraz na umieszczone powyżej zdjęcia i widzę, że nie oddają one atmosfery Castelmola. Chyba więcej skupiłem się na filmowaniu tamtego miejsca.
![]() |
Widok na Castelmola z poziomu morza. Teleobiektywem wykonane. |
![]() |
Castelmola. Widok z ruin zamku króla Rogera. |
![]() |
Castelmola. Mistyczne wnętrze kościoła San Giorgio. |
Skoro nie udało nam się zatrzymać w Taorminie, to wybraliśmy z Waldim kolejne miasto Giardini Naxos. Jest to miejsce, gdzie Grecy zaczęli kolonizować Sycylię, czyli zaczęła się ……. cywilizacja. Hmmm. Odważne stwierdzenie. Do tego starożytne ruiny odkryte zostały dopiero w drugiej połowie XX wieku, a więc siłą rzeczy, stopień ich dewastacji i rozszabrowania jest niewielki. Nie chcieliśmy stawać na płatnych miejscach dla kamperów.
Trzeba więc było coś wypatrzeć. Takie spokojne, oświetlone miejsce przy samej plaży w Recanati znalazłem N 37.815379° E 15.265462°. Kilometr od centrum Giardini Naxos. Był czas i na kąpiele morskie i na wędrówki rowerowe po okolicy. Trzeba też lojalnie stwierdzić, że po sezonie jest tu chyba tylko jeden spożywczy sklep, gdzie można kupić chleb.
Mieliśmy też plan B na miejsce postojowe. Bliżej centrum, ale mniej spokojnie. Za to na samym cyplu N 37.822223° E 15.275989°. Tak na jedną noc będzie ok. Foto po prawej.
Jeśli ktoś ma ochotę na pełną opiekę serwisową, to może zatrzymać się na płatnych miejscach dla kamperów. Jeden jest prywatny i muszę powiedzieć, że był znacznie zapełniony – głównie kamperowcami z Włoch, ale był i Belg i Duńczyk jeden. Nie muszę chyba dodawać, że gdyby nie Waldi, Bibi i Kamilka (rasy pinczer), to do tej pory tylko między sobą moglibyśmy po polsku rozmawiać.
Oto komercyjne miejsca (camper sosta) w Giardini Naxos. N 37.821740° E 5.266740°. Tutaj poza sezonem zapłacimy 15 EUR za dobę pobytu do 3 dni. W sezonie już 28 EUR!!!
Tuż obok jest camper sosta prowadzona przez włoskie stowarzyszenie karawaningowe N 37.821555° E 15.267787°. Tutaj za dobę zapłacimy tylko 10 EUR z prądem.
Teraz na kilka dni zostawiamy wybrzeże i przenosimy się w góry. Do miasteczka Francavilla di Sicilia. Dla mnie super. W końcu nie widzę hoteli, pensjonatów, barów sezonowych itp urokliwych ruderi (to włoskie słowo). Jest prowincja, sycylijska prowincja. Kilka zabytków i kanion rzeki, która wytyczyła swój bieg w ……. świeżej, jeszcze ciepłej magmie wulkanicznej.
Są tutaj dwa miejsca dla naszych domków.
Pierwszy Francavilla „przed stadionem„. N 37.907495° E 15.142642°. Na zielonej trawce, z dostępem do wody przy skrzyżowaniu dróg. Dokonałem tutaj porządku z „masą” kampera. Objaw z początku nie był dla mnie jednoznaczny. To jedno, to drugie urządzenie elektryczne „wariowało”. Trzeba było konsultacji z expertami w kraju, a potem nurkowanie i czyszczenie połączenia: minus akumulatora z silnikiem. To samo po prawej stronie komory silnikowej (pod filtrem powietrza), pomiędzy skrzynią biegów, a ramą, w wiązce tylnego oświetlenia i po prawej stronie pod deską rozdzielczą. Tak to jest we Fiacie Ducato. Uffff. Cały dzień zszedł. Trudno się ustrzec przed taką usterką. Oby tylko takie w podróży się zdarzały.
Tutaj my staliśmy, nie wiedząc, że 200 metrów dalej, za stadionem, jest oficjalane miejsce dla kamperów N 37.908002° E 15.143894°. Może kiedyś to było ekskluzywne miejsce, z dostępem do wody i energii elektrycznej gratis. Teraz została tylko woda. Ale dobre i to.
No i jeszcze jedna rzecz. Od kilku dni towarzyszy nam widok na Etne. Ma coś w sobie ten najwyższy czynny wulkan Europy. Ten ponad 3 kilometrowy stożek widać z odległości kilkudziesięciu kilometrów. W różnych konfiguracjach, w dzień i o zachodzie słońca, w ciszy, gdy wyziewy unoszą się pionowo i w czasie wiatru, gdy zakryty jest horyzont. To hipnotyzuje, nie pozwala zapomnieć i wzmaga chęć wejścia tam. Taka okazja na wyciągnięcie ręki. Wertuje internet. Jak można dostać się do tego krateru? Mało, prawie zerowe informacje w tym temacie. Wiem, że trzeba najpierw wyjechać do dolnej stacji kolejki, na 2000 metrów. Można wejść od południa i północy. Że dookoła park narodowy, a rejon wpisany jest na listę światowego dziedzictwa natury UNESCO. Jest kilka opisów,że pogoda nie dopisała i zerowa widoczność była. Wiem, że zimą jeździ się tam na nartach. Nie ma na co czekać. Ruszamy. Poniżej kilka zdjęć Etny, które udało mi się popełnić i które zainspirowały mnie do …………..
O tym napiszę w kolejnym odcinku.
Tymczasem Etna w 4 foto odsłonach: