Z Lofotów niepostrzeżenie przenieśliśmy się na archipelag Vesteralen do miejscowości Andenes, bazy wypadowej do obserwacji wielorybów.

Andenes wyobrażałam sobie jako wielką połać przestrzeni na klifie, gdzie staniemy kamperem i przy kieliszku wina będziemy obserwować wielkie stwory odstawiające szoł na wodzie.  Tymczasem przyjechaliśmy na przystanek Alaska.

Było zimno, pastelowo biało-szaro, bardzo schludnie i pusto. Prostopadłe uliczki, skrzeczące mewy i wiatr. Spacerujący ulicami łoś byłby znakomitym uzupełnieniem kompozycji. Stanęliśmy na parkingu przy niewielkim, wyludnionym jak reszta miasteczka przemysłowym porcie, niepewni, co robić dalej. Przechadzka do rozkładu promów zakończyła się atakiem mew strzegących swoich jaj tak zajadle, że musieliśmy podjechać tam kamperem. Byliśmy pokonani, ale nie rozdziobani.

AndenesMizerne są szanse na zobaczenie wieloryba z lądu. Pewnie jakby człowiek z lornetką dobę siedział i się gapił, to by wypatrzył jakąś płetwę, ale nie o to przecież chodzi. Żeby spotkać to wielkie zwierzę, trzeba ruszyć w morze. Organizatorzy whale safari gwarantują sukces. Ale od początku – dlaczego akurat Andenes upodobały sobie te olbrzymy?

W pewnej odległości od Andenes w kierunku morza przebiega rów tektoniczny, gdzie lubi pławić się plankton, który przyciąga głowonogi. Te z kolei są pożywieniem wielorybów. Jak to w życiu, chodzi albo o żarcie, albo o seks.

Andenes_1Rejs kosztuje 925 koron, czyli około 500 zł. Nieco tańsza jest wyprawa w morze w kilkunastoosobowych pontonach, wypełnionych ludźmi w szczelnych skafandrach. Obie opcje wykraczały poza nasze możliwości poznawcze, zważywszy na fakt, że temperatura odczuwalna wynosiła jakieś 5 stopni. Chyba nie zależało nam na wielorybach aż tak bardzo, żeby wydać na nie 1000 zł i marznąć na morzu.

Strona centrum Whale Safari w Andenes

Wciąż jednak miałam nadzieję, że uda się nam ujrzeć jakiegoś walenia, choćby małego, wybraliśmy więc opcję najmniej inwazyjną, czyli prom z powrotem na stały ląd trasą Andenes –  Gryllefjord, zwaną Trasą Wielorybów. Prawie to samo, jednak prawie robi wielką różnicę. Z wieloryba widzieliśmy ogon, a Marcin utrzymuje, że jak poszłam do toalety dojrzał jeszcze fontannę wypuszczaną przez kaszalota czy innego walenia.
Wniosek: w temacie wielorybów półśrodki nie zdają egzaminu.

 Andenes prom