Z 28 urodzin przywiozłam m.in. pierścionek z niebieskim kryształem, płetwy
i hamak. Prezenty tak oryginalne, jak oryginalne były miejsca, które zobaczyliśmy i przygody, które przeżyliśmy. Żadne tam thrillery ani wyczyny wysokościowie czy wytrzymałościowe, ale takie zdarzenia, widoki, ludzie
i wnioski, które wzbogaciły nasze podróżnicze doświadczenia.
Zawdzięczamy to głównie Zbyszkowi (na Camperteamie jako Mazby), który spotkał się z nami na kawie
w Macdonaldzie i nie tylko na mapie pokazał najpiękniejsze Jego zdaniem miejsca na dziki nocleg w okolicy. Dziś nie tak łatwo o ludzi, którzy są gotowi poświęcić swój czas nieznajomym, oferować im miejsce na swoim podwórku, czy też podwórku sąsiada, bo tam wygodniej, dyskutując w międzyczasie
o motorach i specyfice społeczeństwa norweskiego. Zbyszek okazał się być znakomitym gawędziarzem, potrafiącym barwnie i dowcipnie opowiadać
o swoich przygodach, miejscach, które odwiedził, zajęciach, którymi się para. Taki człowiek, którego się lubi od pierwszych dwóch zdań i który zaciekawia
z każdym kolejnym.
[box]
To był pierwszy raz kiedy przekonaliśmy, do jak fajnej społeczności należymy jako kamperowicze. Mimo, że wolimy jednak podróżować solo i nie uczestniczyliśmy w żadnej wspólnej wyprawie ani zlocie, okazało się, że Camerteam jest teamem nie tylko z nazwy. Poproś camperteamowca
o pomoc, a na pewno ją dostaniesz. Strzeżcie się, Kochani, będziemy korzystać!:)
Równocześnie, popieramy pomysł Zbyszka, żeby każdy region w Polsce miał swojego przewodnika, oferującego dobrą radę podróżującym w dane miejsce współforumowiczom. Mianujemy się jednocześnie przewodnikami po Lubuskiem i po Brandenburgii. Służymy pomocą, jeśli tylko będziemy w domu;)
[/box]
Nie jesteśmy wprawionymi w górskich podbojach wędrowcami, dlatego nie nastawialiśmy na zdobywanie szczytów. Chciałam zobaczyć Morskie Oko
i osławione Krupówki.
Nie wiem, o co chodzi z tymi Krupówkami. Deptak, ot i tyle. Przeszliśmy się
w tą i z powrotem wśród zgiełku, hałasu i irytujących dźwięków automatów do gier, zastanawiając się, kto zgodził się na ulokowanie sklepów z odzieżą
i firanami w przepięknej, zakopiańskiej kamienicy tuż przy wejściu na deptak. Dziwiłam się, dlaczego nigdzie nie widać było pamiątek związanych
z Witkacym, tak znamiennym dla Zakopanego twórcą. Chciałam kupić choćby widokówkę z repliką jednego z jego dzieł, jednak nie znalazłam.
W międzyczasie przeczytałam w przewodniku, że Zakopane wciąż nie ma długofalowego planu zagospodarowania przestrzennego, dlatego wszystko wygląda, jak wygląda – chaos i brak pomysłu. No i ta Zakopianka nieszczęsna. Nie wyobrażam sobie, co tu się dzieje, kiedy są skoki.
Nie zachwycił nas również doskonale ulokowany kemping Pod Krokwią, który szczegółowo opisałam tutaj. Olewatorstwo i bylejakość. Chyba do końca życia nie przestanę się dziwić, dlaczego w niektórych krajach się da, a u nas nie.
Kilka dni temu Amerykanie w rankingu „The Wall Street Journal”, dotyczącym nietradycyjnych atrakcyjnych miejsc turystycznych, nazwali Morskie Oko Ukrytym Skarbem i wymienili je na pierwszym miejscu wśród najpiękniejszych jezior świata. Tak brzmiała informacja w TVN24, tak to opisano na różnorakich polskojęzycznych portalach. Oooo, pomyślałam, mamy w Polsce najładniejsze jezioro na całym świecie. Zaciekawiona uderzyłam do źródła i znalazłam szumnie nazwany ranking. Zawiera 6 wybranych przez autorkę krótkiej notki jezior. Taki ranking już teraz mogę zrobić nie będąc dziennikarką poczytnej gazety. Żadnej zresztą. Oto przykład, jak można zrobić newsa z niczego.
Morskie Oko jest na tyle ładne, że obroni się i bez amerykańskich docenień. Jasne, że nieco przeszkadzają masy, wśród których wędruje się do celu. Choć znam takich, którzy tylko czekają, aż znajdzie się ktoś szybszy od nich i robią sobie małe zawody: i gonimy tak, Karol i zdyszana żona Karola kilka kroków za nim, i Marian i dziewczyna Mariana, trochę tylko chudsza, jednakowo zdyszana.
Cały ten gęsty tłum wraz z szybkobieżnym Karolem i żoną, wszyscy równo spoceni, koczują potem przy samym schronisku, jedząc schabowe wyciągnięte z siatki i jajka. Większość ściąga skarpetki i moczy nogi wespół. Taki mały Ganges się robi. Jednak wystarczy przejść kilka kroków dalej, żeby móc przysiąść w cichszej zatoczce i w spokoju pomoczyć nogi w zupełnie czystej zielonej wodzie, tuż u stóp majestatycznych Rysów. Albo zdobyć się na jeszcze jeden wysiłek i wspiąć się wyżej, nad Czarny Staw pod Rysami i popatrzeć na Morskie Oko z góry. Wtedy robi największe wrażenie. No i jest się turystą masowym nieco wyższego rzędu – mięczaki zostają przy schronisku. A twardziele przez dwa kolejne dni leczą zakwasy po gonitwie za Karolem.
Jednak to nie Zakopane i nie Morskie Oko nawet zrobiły na nas największe, negatywne, czy pozytywne wrażenie. Tu znów powrócimy do Zbyszka, który zawiózł nas do Zębu, skąd rozpościerał się przepiękny widok na Tatry
i wyciszone na tej wysokości Zakopane.
Nocowaliśmy obok drewnianego kościoła, u chłopa na polu. Nie byle jakim polu, bo panował tu niebywały jak na pole w środku malowniczej wsi ruch,
o czym pisałam tu.
Obecność ekipy z telewizji i sesje zdjęciowe tylko potwierdzają to, co widzieliśmy na własne oczy – z Zębu rozpościera się jeden z najpiękniejszych widoków na Tatry, które można tu kontemplować naprawdę w samotności bez konieczności odbywania wielogodzinnych i ciężkich wędrówek na szczyty. Bo przecież nie każdy musi i nie każdy chce, na szczęście dla gór.
Drugie miejsce wskazane nam przez Zbyszka to parking pod ośrodkiem narciarskim Zdiar Strednica w Słowacji. Co prawda nie sprzyja robieniu grilla i biwakowaniu, ale to idealne miejsce, żeby zjeść w knajpie pyszne knedliki, smażony ser i zupę czosnkową oraz napić się wina, mając przed oczami taki widok.
Widoki na Tatry z tych miejsc (plus widok na Morskie Oko z wysokości Czarnego Stawu) sprawiły, że poczułam góry będąc nizinnym raczej turystą. Lecz nie na tyle nizinnym, żeby móc z całą pewnością stwierdzić, że o ile Tatry zostają tematem jak najbardziej otwartym, o tyle Zakopane jest dla nas zakopane.