Ostatnie dni w Danii były dość intensywnie. Ze względu na pogarszającą się pogodę, nie spędzaliśmy czasu na leniwym leżakowaniu i wciąż się przemieszczaliśmy. Oto mały spis tresci, aby nieco uporządkować pozorny chaos:
1. Fionia – Odense.
2. Fionia – Svendborg.
3. Fionia – Zamek Egeskov.
4. Jutlandia – Ribe i Wikingowie.

Beznazwy-1
Po zaliczeniu Danii kontynentalnej, nadszedł czas na wyspy. Jednym z wielu mostów w tym wodnym kraju wjechaliśmy na Fionię, a konkretnie do miasta Odense.

1. Odense to wszechstronna wylęgarnia talentów – urodzili się tu: tenisistka Caroline Wozniacki oraz żużlowcy – Nicki Pedersen i Hans N. Andersen. Urodził się tu jeszcze jeden istotny Andersen, z pewnością nie rodzina. Śmiem twierdzić, że nieco bardziej zawojował świat niż tenisistka
i żużlowcy razem wzięci, choć pewnie żachną się niektórzy. Hans Christian mu było i niezły był z niego baśniopisarz.

[learn_more caption=”Nazwiska w Danii”]

Dawno, dawno temu, kiedy osady Wikingów liczyły kilka rodzin, nazwiska w Danii, w całej Skandynawii zresztą, tworzono poprzez dodanie do imienia ojca przyrostka „sen” (duń)., czyli syn, lub „datter” (duń.), czyli córka . W miarę rozrastania się osad i powstawania miast, w celu rozróżnienia ludzi, do nazwisk zaczęto dodawać kolejne człony – np. nazwę ulubionego miejsca, zawód, miejsce pochodzenia. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że zgodnie ze zwyczajem, dzieciom nadawane były imiona np. po ojcu czy dziadku, dziewczynkom odpowiednio po matce czy babci. Skoro ani nazwisko, ani imię nie pomagały w zidentyfikowaniu osoby, zaczęto tworzyć różne wariacje – stąd często gęsto duńskie nazwiska mają wiele członów. Kwestia skandynawskich nazwisk bardzo wyczerpująco wyjaśniona jest w artykule: nazwiska w Skandynawii.

[/learn_more]

Odense to spore miasto, którego główną atrakcją jest śliczne, bajkowe wręcz stare miasto, a w nim dom Hansa Christiana Andersena. W noc poprzedzającą zwiedzanie nocowaliśmy na kempingu, którego właściciel powiedział nam, że kiedy budowano drogę prowadząca do Odense, zburzono część zabytkowej zabudowy i teraz się głowią, jak odbudować zburzone domy. Rzeczy niesłychane zdarzają się w każdym kraju.

Niedaleko od malowniczego starego miasta z malutkimi domkami, znajduje się deptak ze sklepami, też całkiem przyjemny. Dania nie jest wymarzonym krajem do zakupów dla Polaka z naszym budżetem, buty na przykład po przecenach mają taką cenę jak u nas bez przeceny. Jednak ani sklepy, ani kawiarnie i restauracje nie świecą pustkami. W książeczce „Wakacje w Danii” Olgi Morawskiej przeczytałam, że Odense, oprócz godzin porannych, kiedy ludzie idą do pracy i po południu, kiedy z niej wracają, wygląda jak miasto wymarłe. Widocznie coś musiało się zmienić od tamtego czasu, bo my radośnie jadąc rowerami wjechaliśmy w tłum. Poza tą sklepową aleją faktycznie o wiele luźniej, jednak w stopniu przyzwoitym.

[learn_more caption=”Moja jazda rowerem w Danii” ]

W Danii ścieżki rowerowe są wszędzie, a rowerzysta to w pełni uprawniony uczestnik ruchu drogowego, z którym każdy się liczy. Jednak mnie, jako przystosowanej do radzenia sobie w ciężkim z punktu widzenia rowerzystki ruchu drogowym w Polsce, jeżdżąc sobie raz po chodniku, raz po drodze, raz po ścieżce rowerowej, która i tak opanowana jest przez pieszych, przyzwyczajona, że każde moje „przepraszam” kwitowane jest jakimś nieprzyjemnym komentarzem, w Danii jeździło się ciężko. Przyzwyczajona do kombinowania, nagle gubiłam się na uporządkowanej drodze, wybierając sobie, czy jestem rowerem i jadę jak rower, człowiekiem i jadę jak człowiek, czy samochodem i jadę jak samochód. A raz, kiedy akurat byłam człowiekiem pozbawionym roweru za to na ścieżce rowerowej, prawie przejechał mnie rower.
Dlatego zawsze starałam się jeździć za Marcinem, a na każdych światłach pytałam lekko przestraszona: co teraz?!
Na początku nie jest łatwo.

[/learn_more]

2. Z Odense pojechaliśmy do oddalonego o ok. 50 km Svendborga, który jest wakacyjną bazą wypadową dla odenseńczyków i innych Duńczyków.  To malownicze, spokojne, portowe miasto, połączone wielkim mostem z wyspą Tasinge. Z mostu roztaczają się piękne widoki na okolice, warto na niego wjechać.
To tu powstała wielka firma spedycyjna Maersk.
Wokół Svendborga są znakomite tereny do wycieczek rowerowych, wiodące przez wioseczki, pola rzepaku, lasy (!), pola uprawne, pastwiska, folwarki i zadbane gospodarstwa. Jadąc tamtędy naprawdę można się poczuć jak duńskie odpowiednki Lasse, Bosse i Lisa w duńskim odpowiedniku Bullerbyn. Polecam naszą trasę, rozpoczynającą się w wiosce Skarupore, gdzie znajdował się kemping z plażą tuż nad cieśniną.

3. Do zamku Egeskov zajechaliśmy spontanicznie, widząc znak przy drodze. Fakt, że Egeskov pierwotnie nie znalazł się w planie naszej wycieczki jest
o tyle zaskakujący, że po wpisaniu hasła „Fionia” w Google, to jego zdjęcie pojawia się w pierwszych trzech linijkach grafik.

To tu Marcin prawie zdobył zamek za darmo, przechodząc obok kasy biletowej  i wchodząc na teren zamku przez otwartą furtkę, którą ktoś zapomniał zamknąć. Prawie, bo kierowana wpojoną uczciwością, wyciągnęłam go z powrotem i zapłaciliśmy… 180 DKK za osobę. Potem straciłam humor, bo zrozumiałam, że jest granica, za którą uczciwość przeradza się we frajerstwo. Na przyszłość – nie bierzcie frajerów na podbój zamku, a jeśli nie ma wyjścia, nie słuchajcie ich rad.

[learn_more caption=”Zamek Egeskov / Egeskov Slot” state=”open”]

Jest najlepiej zachowanym zamkiem na wodzie europejskiego renesansu. Wzniesiono go w 1554 roku na fundamencie z dębowych pali.

Strona domowa zamku: Egeskov

[/learn_more]

Nie sam zamek jednak, choć prezentuje się bardzo okazale, jest w całym kompleksie najciekawszy. W budynkach gospodarczych stworzono dwa muzea, w których zgromadzono bardzo atrakcyjne zbiory – motocykli od czasów ich powstania do najnowszych oraz zabytkowych samochodów.
Na strychu zamku umieszczono wystawę starych zabawek, której wartość podbita jest przez sposób zaprezentowania – zabawki umieszczone są w szklanych kulach. Bardzo ładnie operuje na nich światło, co szczególnie widoczne jest na zdjęciach.

Zwiedziliśmy zamek swoim sposobem, czyli błyskawicznie, co i tak zajęło nam 2 godziny. To jest minimalny czas, jaki trzeba sobie zarezerwować na Egeskov. Większość zwiedzających miała ze sobą piknikowe kosze, lodówki przenośne i koce i widać było, że zamierzają spędzić tu cały dzień.
W zamkowych ogrodach zorganizowano czaderski plac zabaw, jest również plac do pojeżdżenia na segway’ach i ogromne trawniki na tyłach zamku, po których MOŻNA chodzić. Wszystko jest tak przygotowane, żeby rodziny mogły tu spędzić czas zupełnie na luzie. Duńczycy, wzorem swoich przodków Wikingów, bardzo lubią piknikować na łonie natury, więc nawet muzea są do tego dostosowane. A skoro o Wikingach mowa…

4. … to oni, i lody w świeżych waflach, zwabili nas do Ribe, najstarszego miasta w Danii, leżącego w południowo-zachodniej Jutlandii.  O lodziarni
w Ribe dowiedzieliśmy się od rodaków przebywających w Danii, którzy widząc naszego kampera, odwiedzili bloga, i zostawili garść cennych rad, co było bardzo, bardzo miłe – dzięki! Lody faktycznie były pyszne, wafle także, a do lodziarni przyszli chyba wszyscy aktualnie w Ribe przebywający, razem
z drużyną duńskich skautów.

Już w Danii będąc, znalazłam w necie informację, że w Ribe odbywa się festiwal Wikingów. Wyobrażaliśmy go sobie jako festyn, na styl zielonogórskiego Winobrania. Okazało się jednak, że w samym, bardzo ładnym, bardzo zabytkowym i raczej pustym Ribe, opanowanym przez wiatr
i arktyczny chłód, nie działo się nic, a wszelkie wikingowskie gry i zabawy odbywały się w Centrum Wikingów, 2 km od miasteczka.

Do Ribe Vikinge Center dotarliśmy tuż przed zamknięciem, dlatego sympatyczna pani w kasie pozwoliła nam wejść  za darmo. Bez względu na fakt, że wszyscy już zbierali swoje zabawki, a zimno było jak cholera, przenieśliśmy się na chwilę w świat Wikingów.

W Centrum Wikingów organizowane jest wiele wydarzeń związanych z życiem codziennym Wikingów (plan imprez na 2014 rok dostępny tu). Część z nich obsługiwana jest wyłącznie przez stałych pracowników Centrum,
w niektórych uczestniczą wolontariusze z całej Europy.
My trafiliśmy na Międzynarodowy Rynek Wikingów, w którym wzięły udział całe rodziny „Wikingów”, również z Polski! Nawet w porze zamknięcia czuło się autentyczność tego miejsca.  Patrząc na program, myślę, że w „szczycie” wydarzenia wrażenia musiały być genialne i dla dzieci, i dorosłych.

Mnie najbardziej rozczuliły dzieciaki w wikingowskich strojach, które
z zaangażowaniem i  wypiekami na buziach walczyły drewnianymi mieczami, dokładały do ognia, słuchały bajek. Było z pięć stopni i nikt nie biegał za nimi, żeby ubrały czapkę i wstały z ziemi, bo na pewno zachorują. Nikt nie mówił, żeby odeszły od paleniska, bo się poparzą. Żadne z nich nie marudziło, nie płakało, nie mówiło „nudzi mi się” i nie grało w gry w telefonie. Prawdziwe dzieci Wikingów:)

W Ribe, w pełni po duńsku, bo z Wikingami, pożegnaliśmy się z Danią.
Chcąc w kilku słowach podsumować naszą duńską wycieczkę, napisałam zdanie, że pewnie jeszcze tu wrócimy. Jednak zastanawiając się głębiej, nie jestem taka pewna.
Każdy człowiek ma swoje wybrane kraje, gdzie czuje się dobrze i do których chciałby wrócić, tyle jest w nich do zobaczenia – w naszym przypadku Włochy, Chorwacja, Rumunia nawet. Są też kraje na szczycie piramidy ukochanych krajów, które zachwycają w sposób bezwzględny, z których nie chce się wyjeżdżać, czując niedosyt i początek rozkochania, dla nas Turcja i Hiszpania.
Dania jest trudnym przypadkiem, bo nie jest ani w jednej, ani w drugiej grupie. Nie jest też krajem obojętnym, o którym się zapomina, ani takim, do którego nie chce się wracać (dla mnie Słowacja i Węgry). Więc jaka jest Dania?

  • uporządkowana i bezpieczna, a jednoczesnie bezproblemowa
  • bardzo przystosowana do codziennego życia i wychodząca mieszkańcom na przeciw w każdej małej pierdółce; taka „do użytku codziennego”
  • funkcjonalna – np. wystrój domów i mieszkań
  • równa pod każdym względem – geograficznym i społecznym
  • ufająca ludziom – brak strażników, stróżów, policjantów, szukania dziury w całym, awanturnictwa
  • droga, ale przystępna
  • stonowana – zachowanie ludzi, ich ubiór, emocje, wystrój miast i domów
  • ale i odważna i „wychodząca z pudełka”, co widać w sztuce, architekturze, muzeach, pomnikach, wystawach, filmach, sposobach na przedstawianie wielu rzeczy
  • bardzo logiczna – np. Duńczycy nie mają bzdurnego przepisu zwalniania we wioskach do 50 km – limit prędkosci to 80 km, co czyni jazdę, zwłaszcza kamperem, płynną i ekonomiczną; nie mają też radarów – po wjeździe do Polski Hołowczyc w nawigacji nie mówił nic poza „uwaga radar”
  • znów – bardzo logiczna – znaki z nazwami miejscowosci, kierunkowe i inne ulokowane są tuż przy ziemi; faktycznie, po co wyżej?
  • estetyczna – nie ma żadnych afiszów, billboardach i szpecących reklam przy drogach, rozplanowanie przestrzenne i miejskie jest chyba wspólne dla całego kraju, bo prawie wszystko ze sobą współgra, a sklepy spożywcze w miejscowosciach wypoczynkowych lub zabytkowych wkomponowane są tak, że trudno je znaleźć
  • biwakująco-przyczepująca
  • biegająco-rowerowa.

Jeszcze raz więc, jaka jest Dania? Dania jest przedsionkiem, smaczną i gustowną przystawką, pyszną ostrygą, robiącą apetyt na 11 kolejnych ostryg. W przyszłym roku – Skandynawia z ogromną ochotą!!!

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułKamperem za kołem polarnym 2014. Część 2 Łotwa.
Następny artykułKamperem za kołem polarnym 2014. Część 3 Estonia.
DreamsOnWheels czyli Judyta i Marcin, twórcy bloga dreamsonwheels.pl. "Manifest" na temat podróży kamperem: Kamper to możliwosć, bo tak niewiele trzeba – benzyna i jedziesz. Kamper to podróż. Całoroczna. Wliczając planowanie. Kamper to wolnosc. Kamper to poszerzanie horyzontów. Kamper to ucieczka z domu. W domu ludzie umieraja. Kamper to sens życia, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Opisy wypraw pochodzą oczywiście z bloga dreamsonwheels.pl